gdy ukochany wysyła strumień negatywu
Ukochany...Kocha, bardzo kocha, nie widzi świata poza mną, stawia mnie w centrum, czyni obiektem uwielbienia.
Moje własne zdanie się nie liczy, moja odczucia są już nieważne, moje zranienie nie jest warte uwagi. Przecież ja nie zrozumiałam, ja nie wysłuchałam, ja zostawiłam, ja przestałam wierzyć. Zdradził, bo już nie mógł inaczej, to moja wina tak naprawdę.
I tak historia naszego przeszłego życia i ta aktualna. Gdy się pochylam, nieco rozumiem i tłumaczę, że to nie tak, że było inaczej, że nie było złych zamiarów jestem kłamczuchą, nie kochałam naprawdę, jestem wygodną egoistką. Dlaczego nie poradziłam sobie z jego zdradami, dlaczego nie przeszliśmy ich razem, czemu nie trwałam przy nim, gdy mnie odpychał i opluwał. Przecież to fizyczność, a on cały czas czekał na mnie, obok, bym zrozumiała.
Nie muszę już rozumieć, próbuję, bo chcę, bo chcę się uczyć, stawać się inna. Jednak daję sobie też i prawo do nierozumienia, do niepochylania się już, do zajęcia się sobą, do zaopiekowania się sobą.
Nie chcę go jednak nienawidzieć, chcę oddzielać go od jego czynów, na ile to możliwe.
Wpuścić miłość do siebie, do swego serca, ukochać siebie, by oczyścić się z tego całego brudu, by żyć, czym żyć powinnam.
By ukochać życie, czas który mi został tu dany, wyjątkową okazję.